'

Materiały źródłowe

Marsz harcerzy ochotników z 1920 r. (Tekst źródłowy numer 1, grupa 1)

Marsz harcerzy ochotników z 1920 r.

Poszliśmy w bój, gdy Polska zwała, pobudkę grał nam Złoty Róg.

I pierzchła Moskwy wnet nawała, do zwycięstw nas prowadził Bóg! Krew swą my, harcerze, daliśmy w ofierze.

Światu rzucili w twarz: „Nad Wisłą my trzymamy straż!”.

Praojców śladem szliśmy w tropy, nie dali ziemi, skąd nasz ród!

Nie żadna „pomoc Europy”, lecz my sprawili Wisły Cud!

A w nas harcerskie serce bije, więc pójdziem naprzód, nigdy wstecz. Zginiem z okrzykiem: „niechaj żyje”, bo Polska to jest wielka rzecz!

Stefan Łoś

Tekst źródłowy numer 2, grupa 1

Wybór źródeł do dziejów ZHP. Tom 1, Utworzenie ogólnopolskiego Związku Harcerstwa Polskiego i czas próby ruchu harcerskiego (1918–1944), Wybór i opracowanie Katarzyna Marszałek, Wydawnictwo Impuls, Kraków 2014. Wojciech Hausner, Marek Wierzbicki

[...] Nadeszła połowa sierpnia. Trwał dramatyczny bój o Warszawę. Walczące strony zdawały sobie sprawę ze znaczenia tej bitwy. Na szalę rzucono wszystkie siły. Ciężkie walki toczyły się pod Radzyminem, który był kluczem do stolicy. W pierwszym z ataków zginął, prowadząc żołnierzy z religijną pieśnią Serdeczna Matko na ustach, 28-letni harcerski komendant spod Czernichowa ks. Ignacy Skorupka, ochotnik w 236 pp. Pod Żołądowem, niedaleko Wrońska, walczył 201 pp. Tymczasem w dniach 14–16 sierpnia nastąpił przełom w wojnie. Wyprowadzone znad Wieprza uderzenie na rozciągnięte w walce oddziały rosyjskie skoncentrowanej w rejonie Dęblina 4 Armii oraz atak 5 Armii gen. Władysława Sikorskiego od Płocka w kierunku Narwi doprowadziły do rozbicia wojsk Tuchaczewskiego. Armie polskie przeszły do ofensywy i pościgu. Manewr zaplanowany i poprowadzony przez Józefa Piłsudskiego mógł być wykonany dzięki ofiarnej walce żołnierzy jeszcze niedawno cofających się dywizji i Armii Ochotniczej na przedpolach Warszawy.

W tym miejscu trzeba przywołać szczególny epizod z wojny – bohaterską obronę Płocka. Miasto stało na drodze Armii Czerwonej, która mogła – tak jak armia rosyjska podczas powstania listopadowego 1830–1831 – oskrzydlić Warszawę od północy i zachodu. Starsi harcerze z Płocka odeszli do Armii Ochotniczej, więc ciężar obrony Płocka 18 i 19 sierpnia 1920 r. spadł na młodszych. Było ich blisko 130. Przez kilkanaście długich godzin uczestniczyli mężnie w walkach na ulicach miasta, broniąc wielu barykad, które po- wstrzymywały napór bolszewickiej kawalerii. Ostatecznie wróg został odrzu- cony, trzynastu harcerzy zaś, w wieku 11–32 lat, m.in. komendanta Chorągwi Płockiej Klemensa Jędrzejewskiego i 11-letniego Tadeusza Jeziorowskiego, Józef Piłsudski odznaczył Krzyżem Walecznych.

Skończył się sierpień. 5 września 201. pp wyruszył na Białystok i Grodno (zajęte 26 września 1920 r.), następnie bronił linii Niemna przed Litwinami. W październiku wileńscy harcerze, już jako 2. wileński pułk „zbuntowanej” dywizji gen. Lucjana Żeligowskiego, wrócili do swojego miasta. Potem 2. Wileński Pułk Piechoty stał się 6. pp tworzonym przez dawny harcerski batalion wileński i harcerską kompanię szturmową, o którym śpiewano pieśni: „Na front nasz pójdzie hufiec niemały, choćby za nami druhny płakały, szósty pułk harcerski to armii kwiat. Niechaj mu się dziwi cały świat”. Generał Lucjan Żeligowski w swoim rozkazie nadał wyróżniającym się oddziałom specjalne nazwy: 5. pp – ochotniczy, 6. pp – harcerski.

Bluzy mundurowe harcerek i harcerzy walczących o ziemię wileńską ozdobiły dwa ordery Virtuti Militari i 22 Krzyże Walecznych. Wartość żołnierza ochotnika tak ocenił Adam Koc: „Harcerze, jako materiał wojskowy, odegrali w dywizji ochotniczej chlubną rolę. Mimo młodego wieku i niedostatecznego wyszkolenia, spowodowanego koniecznością szybkiej organizacji oddziałów, okazali się pierwszorzędnymi żołnierzami [...]. We wszystkich bitwach dywizji ochotniczej, poczynając od Łap i Suraża, a szczególnie pod Wyszomierzem, harcerze bili się z niezwykłym bohaterstwem”.

Kilku harcerzy zginęło, udzielając pomocy rannym kolegom. Inni otoczeni przez wroga umierali, broniąc pozycji bojowych przed przeważającymi siłami i walcząc do ostatniego naboju.

Tekst źródłowy numer 3, grupa 1

Grzegorz Gołębiewski, Obrona Płocka przed wojskami bolszewickimi 18–19 sierpnia 1920 r., Płock 2015, s.120-122

Wśród walczących w polu i na barykadach, roznoszących amunicję i rozkazy było również około 40 płockich harcerzy, najczęściej kilkunastoletnich chłopców, poniżej 17 roku życia, bowiem starsi mogli służyć w wojsku, z czego powszechnie korzystali. Młodsi mogli być używani do służby pomocniczej.

W tragicznym natarciu batalionu zapasowego 6 pp Leg. na Trzepowo brał udział, donosząc amunicję i pełniąc służbę łącznikową, 14-letni Józef Kacz marski. W czasie walki otrzymał dwie rany postrzałowe – w twarz i pierś – i dwie cięte – przez głowę i usta. Kiedy leżał ranny na pobojowisku, wydawało się, że podzieli los innych rannych, dobijanych przez bolszewików bagnetami. Do nieprzytomnego podeszło dwóch żołnierzy, z których jeden uderzył go nahajką, sprawdzając, czy żyje. Kiedy pod wpływem bólu poruszył się, drugi z żołnierzy – sanitariusz – zaczął go opatrywać, na co usłyszał od swego towarzysza: „– Dobić by go raczej malczyszkę, szkodnika (złowrednogo) należało, nie zaś opatrywać”. Na to zaś ów sanitariusz, nie przerywając roboty, odpowiedział egmatycznie, cedząc słowa: „Być może, że on i wrednyj, ale – bądź co bądź – gieroj (bohater)”.

Mógł więc zatem J. Kaczmarski mówić o wyjątkowym szczęściu, tra ł bowiem – co było rzadkością – na bolszewika, który zachował w sobie ludzkie uczucia i szacunek dla pokonanego przeciwnika. Dzięki niemu razem z innymi rannymi przewieziony został do szpitala w Sierpcu, tam doczekał ucieczki bolszewików i w końcu sierpnia wrócił do domu.

Młodszy od niego o dwa lata Tadeusz Jeziorowski tra ł do punktu sanitarno-amunicyjnego mieszczącego się w Gimnazjum Żeńskim im. R. Żółkiewskiej akurat w czasie, kiedy bolszewicy wdarli się do miasta. Zjawił się w samą porę, bowiem przełożona gimnazjum i komendantka SNKP M. Rościszewska, nie znając się na broni, nie potrafiła – wobec różnych jej typów – dobierać odpowiedniej amunicji. Widząc to, mały Tadzio zaczął sobie z niej pokpiwać: „A to ładna komendantka, co się nie zna na broni! Wstyd! Dawać tu karabiny i pasy z nabojami! Już ja będę wiedział, co podać!”. Jak dalej relacjonuje M. Rościszewska – „z miną skruszoną i zawstydzoną wynosiłam malcowi wszystko, co znalazłam. Ze wspaniałą dumą dobierał właściwe naboje, nabijał broń i podawał ją żołnierzom”.

Następnie – według A. Grzymały-Siedleckiego – „z pełną pogardą dla świszczących wokół niego kul, bez najmniejszej trwogi, owszem: z zacietrzewieniem, przez pięć godzin, oblany potem, pędzi od barykady do magazynu amunicyjnego, z magazynu znowu na barykady i roznosi ładunki. Każda barykada ma inny kaliber broni, ta francuski, tamta austriacki, inna znowu – rosyjski. Nie myli to małego urwisa. Po kilku kursach tam i z powrotem, smyk Jeziorowski węchem „czerwonoskórego”, w którego jeszcze wcześniej może się bawił, rozpoznaje w mig wszelkie zawiłości amunicyjne, umie na pamięć, co komu gdzie potrzeba, i co chwilę zziajany, oblany potem, wpada do magazynu, jak do sklepu z obstalunkiem: tyle ładunków austriackich, tyle francuskich etc., i pędzi w podskokach, aby zdążyć na czas”.

Rano 19 sierpnia – jak już wspomniano – znalazł się na opuszczonej właśnie przez żołnierzy barykadzie przy poczcie, gdzie zauważył pozostawiony karabin maszynowy na kółkach. Niewiele się namyślając, wprzągł się w rzemienie i, nie zważając na strzały bolszewickiego oddziału, który zbliżał się właśnie od strony cmentarza żydowskiego przy ul. Królewieckiej, zaciągnął karabin na pl. Floriański i oddał w ręce żołnierzy, którzy wybiegli mu na pomoc.

Uczeń IV klasy gimnazjum Piotr Stefański, dowiedziawszy się o trzech koniach wojskowych pozostawionych w okolicy „Stanisławówki”, podjął brawurową próbę ich odzyskania. Ostrzelany przez bolszewików, zabił jednego i cało wycofał się ku polskim pozycjom, by potem uczestniczyć w walkach w różnych punktach miasta. Inny uczeń Kazik Sieradzki w czasie obustronnej strzelaniny podkradł się na podwórko domu przy ul. Płońskiej i niepostrzeżenie wykradł nieprzyjacielskim żołnierzom worek amunicji karabinowej.

Inni zasłużeni w obronie Płocka harcerze to druhowie z III drużyny harcerskiej:

Jan Pankowski – 16 lat, II zastęp, Zygmunt Łada – 15 lat, V zastęp, Leon Śliwiński – 13 lat, III zastęp, Wołowski – 14 lat, III zastę, Piórkowski – 15 lat, V zastęp.

Niestety, na razie nie udało się odnaleźć w relacjach i dokumentach, na czym polegał ich wkład w obronę miasta.

Apel Rady Obrony Państwa, 3 lipca 1920 r. (Tekst źródłowy numer 4, grupa 2)

Apel Rady Obrony Państwa, 3 lipca 1920 r.

Źródło:, cyt. za: Norman Davies, Orzeł biały. Czerwona gwiazda. Wojna pol- sko-bolszewicka 1919–1920, przeł. A. Pawelec, wyd. Znak, Kraków 2000.

Ojczyzna w potrzebie! Wzywa się wszystkich zdolnych do noszenia broni, by dobrowolnie zaciągali się w szeregi armii; jak jednolity, niewzruszony mur stanąć musimy do oporu, o pierś całego narodu rozbić się ma nawała bolszewizmu! (...) Jedność, zgoda, wytężona praca niech skupi nas wszystkich dla wspólnej sprawy! (...) Wszystko dla zwycięstwa (...). Do broni!

Tekst źródłowy numer 5, grupa 2

Grzegorz Gołębiewski, Obrona Płocka przed wojskami bolszewickimi 18-19 sierpnia 1920 r.

Płock 2015, s. 117–118

299 Żołnierze sowieccy w Płocku..., relacja doktorowej Zaleskiej, s. 117.

Pomoc cywili polegała na budowie prowizorycznych barykad, donoszeniu amunicji, jedzenia, wody, opatrywaniu rannych, a w rejonach zajętych przez nieprzyjaciela – ukrywaniu polskich żołnierzy, za co groziła śmierć. Jak relacjonowała doktorowa Zaleska, „ludność z naszego domu [przy Rynku Kanonicznym], a szczególnie dziewczęta pod kulami wykopali barykadę. Zebraliśmy co było worków w domu, ja dałam też swój do mąki, napełniliśmy ziemią, wzięliśmy ławki ze skweru, gałęzie i zrobiliśmy barykadę. Dziewczęta nosiły naboje, podawały wodę do picia, a gdy żołnierze już stać na nogach nie mogli, obmywały im nogi i opatrywały rany. Bolszewicy u nas nie byli dzięki tej bohaterskiej obronie i pomocy dziewcząt”.

Maria Ignatienko, Florentyna Cichocka i Aniela Kopanowska (?) wśród gradu kul opatrywały rannych, ewakuując ich do punktu opatrunkowego (...).

Różańska wspominała, że „dla żołnierzy wciąż gotowa stała herbata i wszystko, co mieliśmy z jedzenia”, Żurowska z Rynku Kanonicznego przekazała, że

„p. Warda roznosiła jedzenie, p. [Zo a] Rozenkowska roznosiła owoce i jedzenie na jedną i drugą stronę Rynku Kanonicznego. Żołnierz walczył z jednej, a dwóch z drugiej strony Rynku Kanonicznego. Mówili, żeby nie pomoc, nie dotrwaliby”. Z kolei Budnicka z ul. Warszawskiej tak relacjonowała walki w rejonie szpitala św. Trójcy: „Obok szpitala św. Trójcy stały 3 armaty. Dzieci nosiły do nich kule z koszar [z pobliskiego pl. Dąbrowskiego]. Potem jedną armatę przeciągnęli przed dom p. Święcickiego i ludzie sami pchali, bo nie było koni. Było może 70 naszych żołnierzy. Co którego ranili, szedł do szpitala, a drugi go zastępował. Ludzie ogromnie dopomagali żołnierzom, nosili jeść, nosili kule, naboje, pilnowali, czy bolszewicy przez ogród nie idą”.

Tekst źródłowy numer 6, grupa 3

Grzegorz Gołębiewski, - Obrona Płocka przed wojskami bolszewickimi 18-19 sierpnia 1920 r.,

Płock 2015, s. 113–114

4. Udział ludności cywilnej w walkach

Wielką pomoc i wsparcie obrońcom okazała ludność cywilna, w tym – kobiety i dzieci. Od początku do walki włączyli się członkowie Straży Obywatelskiej. Dyżurni znajdujący się w budynku Komendy Straży przy ul. Kolegialnej 9 Stefan Rościszewski i Ludwik Szejer przy pomocy innych przez cały czas walk zaopatrywali żołnierzy w broń i amunicję z zapasów Straży.

Jak potem wspominał K. Cygański, „w komendzie naszej przy ulicy Kolegialnej utworzył się skład broni. Ale na nieszczęście, gdy karabiny były austriackie, naboje były rosyjskie i wciąż nie można było dojść do ładu”.

W walkach wyróżniło się szczególnie czterech członków Straży Obywatelskiej: Jan Wichrowski, Stefan Zawidzki, Wacław Dobiszewski i Jan Świtalski. Kiedy w czasie gwałtownych walk do Komendy Straży wbiegł por. Matuszek ze sztabu Grupy Dolnej Wisły i zażądał gońca do mjr. J. Mościckiego, natychmiast zgłosił się 15-letni Jan Wichrowski. Pod silnym ogniem nieprzyjacielskim zaniósł nad Wisłę mjr. J. Mościckiemu pierwszą wiadomość o powstrzymaniu i odparciu żołnierzy bolszewickich na ulicy Kolegialnej. Następnie został wysłany przez ostrzeliwany most do dowódcy artylerii Grupy Dolnej Wisły mjr. Gustawa Przychockiego w Radziwiu, podając namiary dla polskiej artylerii. Wrócił do miasta o godz. 24.00, służąc jako przewodnik dla 2. kompanii strzelców podhalańskich, która z powodzeniem zaatakowała stanowiska bolszewickich karabinów maszynowych nękających most. W akcji zdobyto 3 karabiny maszynowe. Sam J. Wichrowski uczestniczył też w obronie jednej z barykad i jako łącznik na ul. Grodzkiej i Więziennej.

Tekst źródłowy numer 7, grupa 3

Grzegorz Gołębiewski, Obrona Płocka przed wojskami bolszewickimi 18-19 sierpnia 1920 r., Płock 2015, s.117 i 119.

Pomoc cywili polegała na budowie prowizorycznych barykad, donoszeniu amunicji, jedzenia, wody, opatrywaniu rannych, a w rejonach zajętych przez nieprzyjaciela – ukrywaniu polskich żołnierzy, za co groziła śmierć{...}.

[...] Nie bez znaczenia było także wsparcie psychiczne, jakiego mieszkańcy udzielali walczącym. Żołnierze czuli się pewniej, wiedząc, że mogą liczyć na pomoc. Było to ważne zwłaszcza w pierwszej fazie walk, kiedy siły obrońców były bardzo słabe. Wsparcie mieszkańców odegrało dużą rolę w utrzymaniu Rynku Kanonicznego. Wśród pomagających żołnierzom byli: 50-letni drukarz Antoni Gzowski, Zofia Rozenkowska, Zofia Schodowska, Wanda Rycharska, Janina Dominikówna, Warda, Stachowicz i wiele innych osób.

Tekst źródłowy numer 8, grupa 3

Orlęta Lwowskie. Obrona Lwowa przed Ukraińcami w 1918 roku, Księga Kresów Wschodnich nr 35, s. 7

O mamo otrzyj łzy,

Z uśmiechem do mnie mów – Ta krew, co z piersi broczy,

Ta krew – to za nasz Lwów!

Artur Oppman, „Orlątko”

Do historii walk o Lwów przeszła bohaterska postawa najmłodszych uczestników walk – nastoletnich harcerzy, gimnazjalistów, dzieci.

Zamiast zabawy i nauki w ciepłych domowych pieleszach wybrali walkę u boku dorosłych. Ich o ara przeszła do narodowego kanonu bohaterskiej służby na rzecz ojczyzny.

W polskich szeregach naliczono 1421 ochotników, którzy nie przekroczyli 17. roku życia. Walczyli z bronią w ręku, nosili meldunki, amunicję i żywność, pełnili funkcje wywiadowcze i wartownicze. Walcząc w obronie ojczyzny, wielu z nich oddało to, co miało najcenniejszego – własne życie.

Szczególnie znane są losy dwóch Orląt – Antoniego Petrykiewicza i Jerzego Bitschana. Pierwszy z nich był uczniem V Gimnazjum we Lwowie. W chwili wybuchu walk miał 13 lat. Jako ochotnik wstąpił do oddziału porucznika Romana Abrahama i walczył w nim na Górze Straceń. W trakcie ofensywy ukraińskiej w ostatniej dekadzie grudnia 1918 roku został ciężko ranny na Persenkówce. Zmarł w szpitalu na politechnice trzy tygodnie później, Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Lwowski poeta Henryk Zwierzchowski poświęcił mu wiersz:

W pamięci ten żołnierz mały, który obronił Lwów.

Dla Polski chwały:

Czapka większa od głowy, Pod którą widać włos płowy...

Konwencja wojskowa między Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową (1920) (Tekst źródłowy numer 9, grupa 4)

Konwencja wojskowa między Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową (1920)

Ściśle tajne, trzymać pod zamknięciem

1. Niniejsza konwencja wojskowa tworzy integralną część konwencji politycznej z dnia 21 kwietnia 1920 r., wchodzi równocześnie z nią w życie, obowiązuje aż do czasu zawarcia stałej konwencji wojskowej pomiędzy Rządem Polskim a Ukraińskim.

2. Wojska polskie i ukraińskie odbywają akcję wspólnie, jako wojska sprzymierzone.

3. W razie wspólnej akcji polsko-ukraińskiej przeciw wojskom sowieckim na terenach prawobrzeżnej Ukrainy położonych na wschód od obecnej linii frontu polsko-bolszewickiego, operacje wojskowe odbywają się po wspólnym porozumieniu się Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich z Główną Komendą Wojsk Ukraińskich pod naczelnym kierownictwem Dowództwa Wojsk Polskich.

4. Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich przydzieli do sztabów operacyjnych Wojsk Ukraińskich swoich o cerów, a Główna Komenda Wojsk Ukraińskich przydzieli, w porozumieniu z Naczelnym Dowództwem Wojsk Polskich, do polskich dowództw, oddziałów zakładów itd. swoich o cerów łącznikowych.

5. Wojska postawione przez Główną Komendę Wojsk Ukraińskich do dyspozycji Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich, użyje to dowództwo stosownie do operacyjnych przez siebie określonych potrzeb na terenach Ukrainy, możliwie nie rozdrabniając ich na małe jednostki taktyczne. W miarę postępu akcji, o ile warunki operacyjne na to pozwolą, na życzenie Głównej Komendy Wojsk Ukraińskich, Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich skupi razem jak najrychlej jednostki ukraińskie i wyznaczy im własny rejon działania i specjalne zadanie strategiczne w celu oddania ich z powrotem do bezpośredniej dyspozycji Głównej Komendy Wojsk Ukraińskich.

6. Z chwilą rozpoczęcia wspólnej akcji przeciwko bolszewikom Rząd Ukraiński zobowiązuje się dostarczać w naturze niezbędnych artykułów żywnościowych dla armii polskiej, operującej na tym terenie, w ilości zgodnie z planem operacyjnym (główne artykuły: mięso, tłuszcze, mąka, zboże, kasza, ziemniaki, cukier, owies, siano, słoma itp.) na podstawie norm wyżywienia obowiązujących w Wojsku Polskim, i potrzebne podwody.

a. W tym celu do dowództw dywizji i armii polskiej przydzieleni zostaną komisarze cywilni lub oficerowie prowiantowi ukraińscy, których obowiązkiem będzie zaopatrywać dywizję (armię) w niezbędną ilość artykułów żywnościowych i podwód.

b. W razie niedostarczenia przez Rząd Ukraiński potrzebnych produktów, komisarz cywilny ukraiński, w porozumieniu z intendenturą dywizji (armii) przeprowadza rekwizycję potrzebnych artykułów wśród ludności miejscowej, rozrachowując się kwitami rekwizycyjnymi, opłacanymi i zagwarantowanymi przez Rząd Ukraiński i wystawionymi w dwóch językach: polskim i ukraińskim. Na kwitach winno być zaznaczone: rodzaj oraz waga tuszy czy produktów, a odnośnie podwód i koni - ilość ich i cena użytkowania. W miarę możności za dostarczone podwody płaci się natychmiast pełną należność w wysokości określonej przez Rząd Ukraiński. Na kwicie ma być zaznaczone, iż podczas rekwizycji wypłacono tylko część należności, z wymienieniem sumy i że reszta będzie uiszczona przez Rząd Ukraiński później.

Rząd Ukraiński zobowiązuje się dostarczać wojsku polskiemu odpowiedniej gotówki w celu bezpośredniej zapłaty mieszkańcom części należności za dostarczone artykuły wedle cen maksymalnych, jakie będą ustalone przez Rząd Ukraiński. Wojsko polskie będzie kwity rekwizycyjne oraz świadczenia opłacane gotówką premiować solą, naftą lub innymi środkami pierwszej potrzeby wedle norm instrukcji, które zostaną osobno wydane.

Do jednostek ukraińskich przydzieleni zostaną polscy oficerowie gospodarczy w celu przestrzegania i przeprowadzania jednolitego premiowania.

c. Artykuły żywnościowe, niedostarczone przez Rząd Ukraiński, a dostarczone zatem przez Rząd Polski, obrachowane według przepisanych norm polskich, obciążają Rząd Ukraiński w walucie polskiej według cen unormowanych dla wojska w Polsce.

d. Czasowy stosunek waluty ukraińskiej do polskiej, obowiązujący wojska przed zawarciem konwencji finansowej, będzie ustalony przez Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich w porozumieniu z Główną Komendą Wojsk Ukraińskich (...).

10. Rząd Ukraiński ponosi koszta wyekwipowania, zaopatrzenia i utrzymania oddziałów ukraińskich formowanych na terytorium Polski, którym czy to Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich, czy to Polskie Ministerstwo Spraw Wojskowych okazało lub okazywać będzie pomoc w produktach, ekwipunku broni, amunicji i wszelkiego rodzaju materiale wojennym.

11. Na terenach Polski w dalszym ciągu kontynuuje się organizacja ukraińskich oddziałów, jak to miało miejsce dotychczas w Brześciu, aż do czasu, kiedy organizacja ta będzie możliwa na własnym terenie.

12. Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich obowiązuje się dostarczyć dla wojsk ukraińskich broni, amunicji, ekwipunku i odzieży w ilości potrzebnej dla trzech dywizji wedle etatów przewidzianych dla polskich dywizji ze wszystkimi ich sanitarnymi i innymi tyłowymi zakładami i postawić te przedmioty zaopatrzenia do dyspozycji ukraińskiego Ministra Spraw Wojskowych. Artykuły zamówione lub zakupione przez Rząd Ukraiński za granicą, a wywiezione lub przewiezione do miejsca przebywania armii ukraińskiej dzięki staraniom Rządu Polskiego, będą zaliczone na rachunek wyżej wymienionych przedmiotów zaopatrzenia.

13. Cała zdobycz kolejowa, z wyjątkiem pociągów pancernych wziętych w boju, a także inna zdobycz wojenna, oprócz ruchomej wziętej w boju, stanowią własność państwa ukraińskiego. Szczegóły zostaną określone osobną umową.

14. Szczegółowa umowa nansowo-gospodarcza oraz konwencja kolejowa, dotyczące niniejszej konwencji, zostaną dodatkowo zawarte.

15. Obie strony mają prawo zaproponowania zawarcia stałej konwencji wojskowej w chwili uznanej przez siebie za odpowiednią. Aż do zawarcia nowej - obowiązuje konwencja obecna.

16. Obydwie strony zobowiązują się niniejszą konwencję utrzymać w tajemnicy.

17. Konwencja ta spisana zostaje w języku polskim i ukraińskim. Obydwa teksty obowiązują. W razie wątpliwości miarodajny jest tekst polski.

Konwencja niniejsza podpisana została w Warszawie dnia 24 kwietnia 1920 r.

Ze strony polskiej przez majora Walerego Sławka oraz kapitana Wacława Jędrzejewicza, na zasadzie pełnomocnictwa Ministerstwa Spraw Wojskowych Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 21 kwietnia 1920 roku nr 1960 SPT;

Ze strony ukraińskiej przez generała-podporucznika Sztabu Generalnego Sinklera oraz podpułkownika Sztabu Generalnego Didkowskiego, na zasadzie pełnomocnictwa zastępcy prezesa Rady Ludowych Ministrów Rzeczypospolitej Ukraińskiej z dnia 23 kwietnia 1920 roku nr 1931 (...).

Tekst źródłowy numer 10, grupa 4

Pierwsze ataki prowadzone w ten sposób rozpraszały bez większych trudności kolumny kawalerii. Z czasem żołnierze Budionnego przyzwyczaili się do widoku polskich samolotów i otwierali skoncentrowany ogień z broni maszynowej i karabinów powtarzalnych. 27 maja pięć samolotów zaatakowało Konarmię. Ceną za udany atak były dwa uszkodzone samoloty [...].

M. Cooper, Faunt-Le-Roy i jego eskadra w Polsce, Warszawa 2005, s. 107; T. J. Kopański, 7. eskadra myśliwska im. T. Kościuszki 1918–1921, Warszawa 2011, s. 87–88.

W ciekawe wydarzenia ob tował 31 maja, kiedy wchodzące w skład Frontu Ukraińskiego oddziały z Armii Hallera starały się odrzucić kawalerzystów Budionnego na pozycje wyjściowe. Wsparcie z powietrza zapewniała 7. eskadra myśliwska. Tego samego dnia dowódca jednostki mjr pil. Cedric Fauntle-Roy zaobserwował, że nieprzyjacielski podjazd kawaleryjski zaminował tor kolejowy, po którym miał przejechać polski pociąg wojskowy. Efektownymi ewolucjami przeprowadzanymi przed lokomotywą Amerykanin zmusił transport do zatrzymania się. Później Faunt-le-Roy wylądował w niesprzyjającym terenie i poinformował dowódcę przewożonego oddziału o zagrożeniu. Polska piechota ruszyła wzdłuż toru kolejowego i rozminowała go rozbijając przy okazji zaczajony w pobliżu oddział kawaleryjski. Dowódca 7. eskadry myśliwskiej otrzymał za to Virtuti Militari [...].

M. Cooper, Faunt-Le-Roy i jego eskadra w Polsce, Warszawa 2005, s. 109–110; T. J. Kopański, 7. eskadra myśliwska im. T. Kościuszki 1918–1921, Warszawa 2011, s.88–89

Polsko-amerykańska eskadra wspierała wojska lądowe również 1 czerwca. Personel eskadry otrzymał za to pochwałę ze sztabu 13. Dywizji Piechoty. Generał Leon Pachucki miał stwierdzić: Amerykańscy lotnicy pomimo wycieńczenia, walczą jak opętani. Służbę wywiadowczą pełnią świetnie. Ostatnio, podczas ataku naszej dywizji na nieprzyjaciela ich dowódca zaatakował nieprzyjaciela od tyłu i ogniem z kulomiotów prażył w łby bolszewików [...].

M. Cooper, Faunt-Le-Roy i jego eskadra w Polsce, Warszawa 2005, s. 112.

Tekst źródłowy numer 11, grupa 4

Grzegorz Gołębiewski, Obrona Płocka w roku 1920 (wspomnienia uczestnika)

Wieczorem dnia 16. sierpnia 1920 roku podjazd w sile 6 koni 3. szwadronu pułku Tatarskiej jazdy pod moim dowództwem wyruszył z północno-wschodniej części m. Płocka w kierunku m. Płońska z zadaniem nawiązania łączności z kawalerią, która posuwała się z m. Modlina na tyły 4. armii sowieckiej. [...]

Wówczas zbieram żołnierzy z różnych oddziałów, w czym pomaga mi bardzo sanitariuszka Jadwiga Landsberg-Śmieciszewska, która nawołuje żołnierzy do zajęcia posterunków i niedopuszczenia kozaków do mostu. Szybko tworzy się mały oddział, który zajmuje pozycje w parku i skutecznie broni podejścia do mostu. Podbieram porzucony karabin maszynowy i, będąc spokojny o tę placówkę, ruszam w sile 14 osób na prawe skrzydło Płocka, skąd bardzo łatwo bolszewicy mogli dostać się do mostu i w ten sposób odciąć garstki walczące w mieście. Zajmuję jedną z ulic, wiodącą do mostu, jesteśmy najbardziej wysuniętą placówką na północnej części miasta. Tworzymy od razu barykadę, wystawiamy karabin maszynowy oraz jeden posterunek ruchomy, który patroluje przestrzeń od naszej barykady do mostu, jest to przestrzeń zupełnie nieobsadzona pomiędzy zabudowaniami miasta; długość jej sięga około 1/2 kilometra. Na lewo od nas na innych ulicach żołnierze, ludność cywilna również dzielnie bronią dostępu do mostu. Walka uliczna bardzo utrudniona i niebezpieczna, ponieważ całe ulice były ostrzeliwane przez bolszewików; łączności żadnej; każdy posterunek mógł łatwo tra ć do niewoli. Większa część miasta jest w rękach bolszewików, starają się oni atakować naszą placówkę, stawiamy silny opór, tracąc jednego uła- na zabitego i jednego rannego, pozostaje nas tylko 11. Placówka utrzymana, lecz czy na długo? Pomocy nie oczekujemy, tym bardziej że most jest tak silnie ostrzeliwany, że nikt nie może przedostać się do nas. Jeden z podcho- rążych placówki zwraca się do mnie i proponuje mi zdjąć gwiazdki, sytuacja jest groźna, do niewoli na pewno tra my, a wówczas czeka nas jako o cerów rozstrzelanie, jednak czyn taki mógłby wywołać wśród walecznych ułanów jeszcze większe podenerwowanie i podniecenie. Rezygnuję z tego, pozosta- ję przy swoich odznakach. W ten sposób, w natężeniu nerwowym i w obawie przed odcięciem od miasta przechodzi reszta dnia; nastąpił wieczór, strze- lanina ucichła. [...]

W nocy placówkę naszą luzuje oddział podhalańców o sile kilkanaście razy przewyższającej naszą placówkę, a w dodatku ludzi wypoczętych i pełnych sił, gdyż przybyli do nas z odwodu. Nareszcie wyruszyłem na lewy brzeg Wi- sły, tam jest bezpiecznie. [...]

Nasza kontrofensywa zmusza bolszewików do odwrotu. Tatarska jazda zbie- ra resztki swoich ułanów, ruszamy do Płocka. Szwadron 3. zostaje przydzie- lony do grupy operacyjnej Dolnej Wisły generała Osikowskiego. [...] Ludność m. Płocka bardzo serdecznie wita o cerów i ułanów tatarskiej jazdy, przy czym zaprasza mnie do swego muzeum, prosząc wpisać się do księgi. Miła ta chwila zostaje zadokumentowana wpisaniem się do księgi pamiątkowej oraz pozostawieniem przeze mnie lancy z proporczykiem szwadronowym. Dzielną sanitariuszkę, Jadwigę Landsberg-Śmieciszewską, przedstawiłem do odznaczenia, pisząc wniosek w sztabie grupy generała Osikowskiego.

[w:] „Rocznik Tatarski” Wilno, 1932, t. 1, s. 241–246.